Dziś wiał (i wieje) naprawde silny wiatr, tak wiec jechało mi sie znacznie cieżej niż zazwyczaj... Pod koniec trasy nogi odmówiły posłuszeństwa ale dałam rade dokonczyc dobrym tempem jazdę :)
Po dłuższej przerwie 'niejazdy' spowodowanej remontem pokoju oraz naprawdę wysoką temperaturą udało mi sie zrobić wreszcie kilka kilometrów mojej ulubionej trasy :)) Postanowiłam sobie też spokojnie, bez pośpiechu pokluczyć po lesie w poszukiwaniu nowych ciekawych szlaków i udało mi sie znależć kilka miejsc do których zapewno jeszcze wróce :)
Wszystko zapowiadało, że dobiję dzis do 40km a nawet wiecej... lecz niestety plany moje popsuł wczesno-wieczorny deszcz a co za tym idzie wracałam 2 stacje kolejami mazow. do domu :/
Troszke zagubiłam sie (ostatnio to stały punkt programu :/) w Siedliskach bo zupełenie nie znam tej miejscowosci. Dreszczyk emocji dodała jeszcze mucha która wleciała mi do ucha i strasznie tam bzyczała.. :O moja wyobraźnia oczywiscie poszła wtedy w ruch i zaczełam sobie wyobrazać mega-kolosa z wielkimi szczekoczułkami co mi tam fruwa... naszczescie miałam ze soba wodę wiec wlałam troche do ucha i wypłyneło takie małe toto ledwo zipiące...
Pisze i pisze i napisać nie mogę... Słowa wogóle nie chcą lepić mi sie dziś w zdania. Chyba zmęczenie już bierze górę a to dlatego, że wstałam dziś (zreszta jak codzien) bardzo rano(04;20)... w pracy gorąc...po pracy czekało na mnie dokanczanie malowania scian w pokoju a jeszcze na dokładkę wymysliłam sobie mycie okien... no i tak zeszło mi sie spokojnie do godziny 20:30... Zła byłam troche na siebie przez to znajdywanie sobie roboty ale może i dobrze wyszło bo na dworzu zdołało sie już troszkę 'ostudzić'...
Mimo ogólnego zmęczenie troszkę wiosek dziś zdołałam objechać z czego jestem dość zadowolona :))
Zwykłe kręcenie sie po Zalesiu. Dziś chyba troszkę od niechcenia (co nawet troche po minie widac :p) Ale jakby nie było- od niechcenia czy chcenia- jestem dziś z siebie zadowolona, a to dlatego, że mimo iż zbytniej ochoty na rower nie miałam (czasem tak bywa) to potrafiłam ubrać sie w moje portki rowerowe,wybrac sie w teren i zrobic te kilkanaście km :))
To mi sie zapragneło odmiany :/ W bardzo dużej części celem moich wycieczek jest Zalesiński las i jego okolice. Dzis postanowiłam wybrać sie zupełnie w innym kierunku tzn na południe od mojego miejsca zamieszkania, a jak!-dam radę sobie pomyslałam. Na dodatek wybrałam dość późną porę jak na wycieczkę krajoznawczo-zapoznawczą a to wszystko z powodu dość wysokiej temperatury. Na początku wszystko szło gładko, znałam teren, słońce było jeszcze dosć wysoko wiec bez pardonu co jakis czas robiłam zdjęcia ładnym widoczkom nie licząc sie z mijającym czasem... :p Potem asfalt zaczynał się coraz bardziej wić i wić pomiedzy polami, starymi domami a słonce zaczeło powoli zachodzić i robić sie coraz bardziej pomarańczowe aż wkoncu zaszło za chmurami... Nie raz przeglądałam mapę tych okolic by chociaż kojarzyć miejscowosci z nazwy jak bede przejeżdzała ale mijając tablice z nazwami zupełnie ich sobie nie przypominałam. Na dodatek gdy wydawało mi sie że jestem na dobrej drodze, przedemną ujrzałam dwa szwendajace sie luzem duże psiska które gdy mnie zobaczyły to przystanęly. Musze przyznać że obleciał mnie niemały strach gdzy nasz wzrok sie spotkał i od razu zaczełam obczajać na które drzewo w najbliższej okolicy bede przed nimi uciekac... wcale nie było mi do smiechu... Tak wiec zrobiłam w tył zwrot i skreciłam w małą polną uliczkę która jak myslałam poprowadzi mnie na skuśkę na znany mi teren. Nic bardziej mylnego. Dróźka zaczeła sie robic coraz bardziej zarośnięta az wylądowałam na jakimś skoszonym polu gdzie jedyną słuszną drogą było zrobienie w tył zwrot i wrócenie sie do asfaltówki... :/ Co gorsza te drogi sa naprawde mało uczeszczane i nawet jakbym chciała to nie było sie kogo o drogę spytac.. Odechciało mi sie już wtedy i słuchania muzyki i jazdy na rowerze wiec skupiłam sie tylko na powrocie i udało mi sie to w dość szybkim czasie :p a morał z tego taki, że wycieczki w nieznane miejsca to super sprawa, tylko trzeba je zacząc albo troszkę wczesniej niż 20:30 albo nie jeżdzic samemu coby raźniej było :/ :)
Witam, :) Dziś odbyłam moją pierwszą jazdę niemalże w 100% ze słuchawkami w uszach... Z jednej strony w rytm muzyki jechało mi sie bardzo żwawo i nie czuć było ani mijającego czasu ani kilometrów ani zmęczenia, z drugiej strony zaś jestem przyzwyczajona do nasłuchiwania odgłosów roweru, pękających pod kołami szyszek, gałęzi, nadlatujacych psów badź samochodów a przez muzykę w uszach nie czuć było całego tego 'rowerowego klimatu'. No i muszę przyznać, że moja średnia prędkosc jest dziś dla mnie pozytywnym zaskoczeniem ponieważ myślałam że jade trochę wolniej niż zazwyczaj bo kreciłam sie troszke w lesie pod Zalesiem a tu prosze... (to pewnie działanie muzyki) :) zwłaszcza, że terenu była dziś przeważająca wiekszość.
Próbowałam sobie zrobić też zdjęcie na komórce ze pomoca samowyzwalacza ale niestety efekt jak widać mizerny bo ledwo co zeszłam z roweru a oblazła mnie chmara komarów i nawet nie szło usiąść :p może to dobrze że zdjęcie tak wyszło bo nie wygladałam dzis wyględnie :P
a to kawałek bardzo ciekawej i waskiej traski pod Zalesiem.
Jak zwykle Zalesie wieczorową porą...:) I gdyby nie te komary i wszędobylskie muszki wypad mogłabym zaliczyć do bardzo udanych :) tempo mi sie podobało. Całkiem konkretne:)
Jazda na rowerze sprawia mi wielką przyjemnosc, relaksuje, pozwala pozbyć sie emocji oraz naładować energią. Jestem rowerowym samotnikiem. Może to poprostu kwestia przyzwyczajenia bo od kiedy siegam pamięcią mało kto ze znajomych dał sie namówić na współne rowerowanie...a jak juz dał to zazwyczaj nie konczyło sie to dla mnie dobrze bo ja... nie znosze marudzenia :p (a niedzielni rowerzyści uwielbiają to robić)
Najbardziej lubię jeżdzic po Chojnowskim Parku Krajobrazowym badz jego południowych okoliach.
:)